Takashi Nagai – święty z Urakami


Sięgnąłem po tą książkę zachęcony okładkową zapowiedzią wydawcy: tragedia Nagasaki we wspomnieniach świadka. Mam bowiem w zanadrzu tekst poświęcony bombie atomowej i – pomyślałem – dobrze będzie zobrazować go opisem osoby, która na własnej skórze odczuła skutki wybuchu. Po jej przeczytaniu doszedłem jednak do wniosku, że książka zasługuje na uwagę również z innych powodów, w tym, jakby pomijanego i śladowo obecnego w literaturze tematu sieroctwa powojennego.

Takashi Nagai: Listy do dzieci, Promic 2012

Takashi Nagai (1908-1951) był lekarzem radiologiem, u którego wiosną 1945 r. – nim bomba atomowa zmiotła Nagasaki z powierzchni ziemi – zdiagnozowano przewleką chorobę popromienną  wywołaną promieniami X. Rozwijająca się białaczka i rokowania dające mu dwa-trzy lata życia, skłoniły jego i żonę do przygotowania dzieci na odejście ojca.  „Listy do dzieci” miały być dla nich swoistym testamentem, drogowskazem życiowym.  Bomba zweryfikowała te plany i okazała, jak nieprawdopodobne bywają koleje losu. Takashi przeżył wybuch, choroba popromienna przeszła z fazy przewlekłej w ostrą, a on sam żył jeszcze sześć lat. Były to lata pracy, ale również lata poświęcenia, cierpień i bólu. Wybuchu nie przeżyła natomiast jego żona oraz cała mieszkająca w Nagasaki rodzina. Życie dzieci udało się ocalić wywożąc je kilka dni wcześniej w góry do rodziców.

Jak odchodziłem od moich ukochanych dzieci – tak rozpoczyna swoją opowieść Nagai. I jest to książka na wskroś osobista, pełna wiary, miłości i oddania. Ukazująca zmagania owdowiałego i schorowanego ojca dwójki małych dzieci, których niebawem będzie musiał opuścić. Tragedia Nagasaki przewija się w tle.

Byłem wtedy w laboratorium, gdzie prowadziłem terapię radem. Zobaczyłem oślepiający blask światła. W tej samej sekundzie obróciły się w perzynę moja teraźniejszość i przeszłość, w gruzach legła także przyszłość (…). Z mojej żony, której powierzyłem opiekę nad dziećmi po spodziewanej własnej śmierci, pozostał jedynie stosik nadpalonych kości, które umieściłem w wiaderku. Spłonęła tak, jak stała, w kuchni.

Nagai nie wyszedł całkowicie ze szwanku. Oprócz zaostrzonej choroby popromiennej doznał poważnych obrażeń prawej strony ciała, w wyniku których stał się inwalidą niezdolnym do chodzenia bez cudzej pomocy.  Stracił też wieloletni dorobek naukowy, latami zbierane materiały, wyniki badań, eksperymentalne zdjęcia. Wszystko, w jednej chwili, ogarnęły czerwono-czarne płomienie. Nagai pisze, że poczuł się jakby nagle trafił do piekła. Zdał sobie jednak sprawę, że stanął przed olbrzymią, rzadką dla naukowca możliwością, zbadania choroby dotąd nie zbadanej, znanej garstce badaczy i lekarzy radiologów – choroby popromiennej. Zajął sie też badanie skażenia radiacyjnego. Badał próbki ziemi z okolic epicentrum. Zainicjował tez akcję zasadzenia tego obszaru tysiącem krzewów specjalnej odmiany wiśni, którą nazwano jego imieniem. Pod koniec życia, gdy wiedział iz niebawem umrze, postanowił posłużyć jako materiał badawczy dla studentów medycyny, by mogli obserwować odchodzenie człowieka. Był katolikiem, a więc wyznawał wiarę w Japonii rzadką, swego czasu zaciekle zwalczaną i karaną śmiercią.  Podkreślał wielokrotnie, że ma świadomość, iz jego postrzeganie rzeczywistości, wiara i poglądy, mogą nie być podzielane przez Japończyków. Gdy zmarł całe Nagasaki pokryło się żałobą, a gdy zabiły dzwony katedry Urakami, obwieszczające ceremonie żałobną ogłoszona została minuta ciszy.

Nagai zadaje fundamentalne pytanie: Co powinniśmy zrobić z dziećmi, które w wyniku wojny stały się sierotami? Trzeba tu zaznaczyć, że z problemem tym nie radziła sobie nie tylko Japonia, ale i wiele innych krajów. Co więcej jest to temat niezwykle wstydliwy również dla Polski. Sierocińce.  Zdaniem Nagai instytucje te, choć w założeniu miały służyc dobru dziecka, nigdy tego dobra mu nie dały, co zresztą się potwierdziło niemal wszędzie. Uważał, że to bardziej instytucja służąca wygodzie obywateli i rządzących. Zauważa, ze zaglądajac do sierocińca wszystko wyda się na pozór idealne, dzieci wydadzą się szczęśliwe i radosne., lecz gdy sie usłyszy ich płacz, to będzie zupełnie inny płacz niż ten, który usłyszelibyśmy w ich rodzinnym domu. Będzie to płacz wielkiej wszechogarniającej beznadziei.

Płacząca sierota spotyka sie z drwinami starszego kolegi czy koleżanki, krytyką nauczycielki i kazaniem tak zwanego tatusia (dyrektora – przypis WS). Woli więc zacisnąć zęby i stłumić potrzebe płaczu. Kiedy już nie może go powstrzymać, płacze inaczej niz zwykłe dzieci. Płacz sieroty nie jest błahą realizacją naturalnej potrzeby fizjologicznej, lecz wynika z desperacji, z czarnej, niezgłębionej rozpaczy.

Piszemy tu o książkach poświęconych bitwom, skandalom, obozom koncentracyjnym. Warto sie zastanowic nad ceną, jaka zapłaciły za wojnę osoby absolutnie niczemu nie winne. Oczekiwałbym też poważnej pozycji dotykającej tego problemu w Polsce.

Wojciech Stańczyk

Posted on 4 listopada, 2012, in II Wojna Światowa na Ziemiach Polskich and tagged , , , . Bookmark the permalink. Dodaj komentarz.

Dodaj komentarz